Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademik. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 lutego 2013

Wstyd i hańba, skandal i granda!

Kilka wiadomości go ogólnej wiadomości:
1. Przedłużyłam Erazmusa. Zostaję w Pradze (czyli wszystko idzie zgodnie z planem, hura!) i będę się tu trzymać rękami i nogami, względnie pazurami i zębami, ot co!
2. Poskładałam papiery na kilka stypendiów, żeby w przyszłym roku nie wracać do Wrocławia. Dlaczego? Patrz punkt 1.
Ale najważniejsze jest...
3. Od ponad miesiąca nie mieszkam w akademiku. Zamiast tego mieszkamy razem z Michałem w sympatycznym, choć jeszcze nie zupełnie przytulnym pokoju za kuchnią. Wydaje mi się, że nie muszę tego pisać, ale na wszelki wypadek wspomnę jedynie, że jestem przeszczęśliwa, naprawdę przeszczęśliwa.

Sprawy przeprowadzkowe, stypendialne, dziekanatowe i ogólnoadministracyjne są tylko jednym powodem, dla którego nie pisałam tutaj nic aż od grudnia. Drugim, być może przeważającym, jest fakt, że mój kochany aparat w wieku ponad pięciu lat odmówił posłuszeństwa i nawet nie chce się włączyć. Miałam nadzieję, że może przechodzi po prostu okres buntu, ale niestety wygląda na to, że sprawa jest poważniejsza. Nie traćmy jednak nadziei - w kierunku mojego konta zmierza dopłata grantu z Erasmusa, którą mam zamiar przeznaczyć na ten szlachetny cel. 

Dziś jest już prawdopodobnie zbyt późno, żeby pisać więcej, ale powiadam Wam - to tylko preludium. Spodziewajcie się więcej - i literek i zdjęć (robionych przez Michała) :)





środa, 7 listopada 2012

Moje przyjemności

Spacer w słoneczny dzień; piękne światło na jesiennych liściach, niebieskie niebo z kilkoma chmurkami. Lekkie zmęczenie, jabłka z sadu. Zobaczyłam szczura na wolności, kaczki szykują się do zimy. Nie pozwalam wywrotce zepsuć mi dnia. Zbiegam po wielkich schodach w nieznaną ulicę.
---

Kiedy pogoda jest piękna i nie przegapię tego momentu w tramwaju, kiedy mam z góry widok na Pragę rozłożoną na pagórkach. A potem, zamiast wrócić do domu jak zwykle, wybieram okrężną drogę.

---
Czekoladki kupowane na sztuki. Zjadam je tak, żeby coś podkreślały, i śmieję się w twarz kaloriom. I tak jestem na spacerze. Sklep z czekoladkami i blaszanymi pudełkami, i kubkami z Muchą i Klimtem. Jakbym cofnęła się w czasie. 
---
Poznaję na nowo znane już miejsca. Odkrywam uliczki, na które nie zwróciłam wcześniej uwagi. Pozwalam sobie na szaleństwo w sklepach z pamiątkami i piszę listy do późna. 
---
Zaszywam się pod kołdrą i udaję, że nie istnieję. Potem udowadniam sobie, że jednak istnieję. Pozwalam sobie na nieróbstwo i lenistwo, a potem robię coś, żeby nie mieć poczucia winy. Zwyciężam nad sobą.
---

Pozwalam życiu się zaskoczyć i ufam przeczuciom. Na przykład? Że warto przejść się do dalszego sklepu, skoro jest ładna pogoda. Skąd bym się mogła spodziewać po drodze latawców puszczanych przez całe rodziny? Słucham śmiechów i zdyszanych oddechów zasmarkanych mistrzów do spraw aerodynamiki; budzę swoje wspomnienia znad Morza Północnego.

---
Słyszę swoje imię dobiegające spod żółtych liści zmokniętego klonu. Świat staje na chwilę na głowie, a ja znajduję w mroku bezpieczne ramiona.
---
Ciasto z czekoladą i bananami. Do tego ciepłe mleko.
---
Długi spacer w nieznane. Podwójna tęcza na niebie nad dachem domu z kogucikiem. Pocałunki w deszczu i to, jak gubimy się i znajdujemy. 
---
Poczucie, że ktoś się troszczy. Sto tysięcy herbat z miodem i cytryną.
---
Być blisko.




















środa, 3 października 2012

Vítejte na Větrníku!


Udało się. Po wstaniu o bezbożnej godzinie (czyli w zasadzie każdej przed ósmą), przejechaniu swoich kilometrów, przesiadkach i perypetiach tramwajowych, jestem! Z plecakiem na plecach, torbami i tobołkami sunę ku przeznaczeniu (patos) lub raczej przyszłemu miejscu zamiesz(k)ania.
Witają mnie miłe panie, chyba cieszą się, że chociaż z Erazmusa – dogadam się z nimi po czesku. Potem przemiła pani w bloku trzecim (brzmi więziennie?) pokazuje mi co, gdzie i jak. Opuszcza mnie jeszcze przed otwarciem przeze mnie drzwi. Czy celowo?
Na forum tegorocznych Erazmusów z Větrníka kilka dni temu pojawił się ten filmik:

Miła zapowiedź, świetny suspens w muzyce, ale... To chyba jest jakiś nowszy pokój.
Łóżka zestawione stopami na pewno są jakimś czynnikiem integracyjnym, a szum lodówki będzie mnie kołysał do snu. Strategicznie wybrałam wszystko bliżej okna. Plus – duże biurko, minus – składa się z wielkiego, podłamanego blatu opartego o dwie szafki. Ale to nic, jest przestrzeń twórcza i tajna szuflada, jest ok.

W szafie znalazłam podpis z 1988 roku. Jakiś Jugosłowianin mieszkał tu przez rok i bardzo się z tego cieszył. Ja też się cieszę. To prawie takie uczucie jak wtedy, kiedy moi rodzice odwieźli moją siostrę do akademika w Białostockiej Akademii Medycznej żeby odkryć, że odkąd oni tam mieszkali nie zmieniono nawet tapety. Jeśli czyta to Jakoplić Josip z Zagrzebia, pozdrawiam serdecznie. Na pewno spędził tu miłe chwile.



Dawno nie mieszkałam z kimś nieznajomym w pokoju. Plus jest taki, że nieznajomi bardzo szybko stają się znajomymi, kumplami, w internatach zawiązuje się przyjaźnie i braterstwa krwi (nierozsądne, ale jakże indiańskie). Moja współlokatorka jeszcze nie przybyła. Nie wiem, czy przyjedzie z ciepłych/zimnych krajów, czy raczej będzie Czeszką, Morawianką lub Ślązaczką – póki co pozostają mi domysły. Może to nieładnie z mojej strony, że zajęłam wszystkie lepsze pozycje. Chociaż z drugiej strony – kdo dřív přijde, ten dřív mele.

Gdybym nie mieszkała na parterze, z moich okien rozciągałby się widok na Klášterní záhradu, czyli tarasowe ogrody klasztora na Břevnově. Wybrałam się tam dzisiaj na spacer, nieświadomie za swój cel obierając najdalszą z możliwych bram wejściowych. W rezultacie niewiele zobaczyłam (co obiecuję nadrobić), ale za to zjadłam przepyszną kanapkę na świeżym powietrzu. Czy to bardzo źle, że w drodze powrotnej okazało się, że o wiele lepsze wejście do ogrodów jest koło mojego nowego akademika? Staram się nie oceniać ;)

Nie mam czajnika, ani garnka nawet. Przywiezione z domu zapasy herbaty mogę sobie co najwyżej pocmoktać. Oł je! Ahoj przygodo!*